czwartek, 22 grudnia 2016

Keratynowe prostowanie włosów

Jakiś czas temu moja koleżanka poddała się keratynowej odbudowie włosów. Było to w salonie fryzjerski pracującym na keratynie Global Keratin. Efekt miałby się utrzymywać od 4 miesięcy do nawet pół roku. Sam zabieg był pracochłonny, trwał na jej dość rzadkich włosach praktycznie cztery godziny. Koszt to bodajże 300 zł. Włosów po keratynowym prostowaniu nie można myć 2 dni. W tym czasie wystarczy drobna wilgoć i trzeba je wyprostować. Jest to bardzo niekorzystne, gdyż pasma z przodu, które się lekko wygięły trzeba było co chwile prostować, tak więc obecnie ich końce są popalone. Włosy po zabiegu były ultra gładkie i błyszczące. Proste. Niestety przez pogodę, wilgoć pochodzącą choćby z łazienki, kuchni, zaczęły się kręcić i tak co chwila szła w ruch prostownica. Nie mogą się one odgiąć, dlatego też trzeba się z nimi tak cackać, że nawet kwestia ułożenia głowy ( włosów ) podczas snu, to bardzo istotna sprawa.


Mimo że minął dopiero miesiąc, nadal są gładkie, lśniące, choć już o wiele mniej. Zaczęły się też w wielu miejscach falować. Zdjęcie po lewej to jest drugi dzień po zabiegu, a po prawej włosy przed zabiegiem. Trzeba je specjalnie pielęgnować. Stosować specjalne szampony bez sls i sodium chloride, które wypłukują keratynę( ona używa biolaven winogronowy ), maseczki nawilżając, a także dostarczać keratynę, to podstawa! Włosy nieprawidłowo pielęgnowane mogą jeszcze gorzej wyglądać niż przed zabiegiem. Dlatego też myślenie, że zabieg ten zwalnia z właściwej pielęgnacji jest błędne.


Ja osobiście zrezygnowałam z pomysłu keratynowego prostowania. Patrząc na moją koleżankę gra niewarta świeczki. Owszem są trochę prostsze, aczkolwiek w dalszym ciągu nie zlikwidowała to w stu procentach problemu plątania się włosów. Ponadto przez to, że przez ten okres 2 dni przed kolejnym myciem często trzeba prostować włosy, to jest ogromne ryzyko ich spalenia, tak jak miało to miejsce u niej. Za te pieniądze lepiej zainwestować w dobre jakościowo kosmetyki. Keratyna i tak się prędzej czy później wypłucze, a przez nią można doprowadzić do sytuacji, że włosy będą w jeszcze gorszej kondycji. Robiłam również mojej kuzynce keratynowe prostowanie preparatami firmy Artego. Efekt był taki sam, tyle że na skręt ten preparat ani trochę nie zadziałał.

W razie dodatkowych pytań można pisać w komentarzach lub na instagramie. Postaram się szybko odpowiedzieć. :) 

poniedziałek, 28 listopada 2016

Pielęgnacja dłoni

Nigdy jakoś specjalnie nie interesowałam się jakoś pielęgnacją dłoni. Okres zimowy, gdy dłonie stawały się popękane, a wręcz krwawiły, starałam się jakoś przetrwać. 2 lata temu dosłownie aż raziło z bólu, więc zdecydowałam się na zakup mojego pierwszego kremu Oriflame Be mine. hcsyngery zaproponowała mi kosmetyczka wykonująca hybrydy. Z racji paznokcie jej są bardzo zniszczone, gdyż sama sobie je wykonuje. Palmer's kupiłam przez przypadek podczas wizyty w hebe, gdyż bardzo zainteresował mnie tytułowy olej kokosowy, na który moje dłonie całkiem fajnie reagują. Vianek krem do rąk dostałam przy okazji zakupów w naturze. 



________________________________________________________________________

Oriflame Be mine
Skład jakoś nie powala, działaniem w sumie też. Ładnie pachnie, jak dobrze się nie mylę to jest to krem edycji walentynkowej. Nie ma w sobie o dziwo parafiny i to jest na plus + . Dzięki temu nie pozostawia takiej charakterystycznej tłustej warstwy. Był bardzo wydajny, naprawdę solidnie go ładowałam. Cena niska, bo raptem 7 lub 8 zł za niego dawałam. Dostępny w Oriflame. 

Palmer's coconut oil formula
Nie jest zły, całkiem ładnie nawilża, trochę zostawia lepką warstwę na dłoniach, ale przydatne jest to podczas mrozów/chłodnego wiatru. Jednakże jego zapach jest dla mnie tak paskudny, że nie jestem w stanie go stosować. Dosłownie czuć go na cały dom. Dla mnie jest on po prostu nie do przełknięcia. Miałam czysty olej kokosowy, zapach cudny. To niby pachnie kokosem ale ma tak dziwną woń, że nie wiem do czego to przyrównać. Ja osobiście ze względu na zapach nie stosuję go już, a obecnie moja mama. 

hcsynergy
Jest to wersja truskawkowa. I faktycznie trochę tak pachnie. Jest jeszcze wersja brzoskwiniowa, ona według mnie jeszcze bardziej intensywniej. Skład ma naprawdę bardzo fajny. Nic dziwnego że stosuje go kosmetyczka. Cena jednakże spora, bo od 50 do 70 zł, aczkolwiek patrząc na 500 ml pojemności, to bardzo tanio. Gdy się wchłonie ręce pozostawia bardzo gładkie ( wysoko mocznik w składzie )...aczkolwiek tu jest problem, bo bardzo wolno się wchłania. Gdy wychodzę na dwór w rękawiczkach to nie ma problemu, jednakże robiąc domowe czynności wolałabym jak najszybciej pozbyć się tej śliskiej warstwy. Ma on aż 36 miesięcy od otwarcia, więc absolutnie nie powinno być problemu z wykończeniem butelki.

Krem odżywczy Vianek
Zapach piękny, ciepły, słodki. Bardzo szybko się wchłania. Mogę go dawać, a dawać, a zaraz nie ma. Skład również ciekawy, bo tytułowy ekstrakt z chmielu, miód, olej z pestek moreli, masło shea, gliceryna oj dużo tego jest. Ręce są bardzo fajne, gładkie, zregenerowane po kilkukrotnym użyciu. Nie radzi on sobie jednak kompletnie z mocno odmrożonymi dłońmi, które mają już rany. Lekko wspomaga, ale też jakoś specjalnie ich nie ratuje. Cena regularna to prawie 20 zł za 75 ml i 3 miesiące daty ważności od otwarcia ( to zdecydowany minus ).




Alterra olejek do włosów suchych i łamliwych, pestki moreli

Specjalnie, aby recenzja była jak najbardziej rzetelna wypróbowałam go dzisiaj ponownie. Nałożyłam 3 dozy na suche włosy. Potrzymałam około 40 minut. Zmyłam odżywczym szamponem Vianek, następnie maska Vianek, a na sam koniec malinowa płukanka zakwaszająca. Niestety efekt znów mnie nie powalił na kolana.



______________________________________________________________

Ma bardzo lekką konsystencję. Naprawdę jeden z nielicznych olejków, który tak łatwo sunie po włosach. Zapach słodki, jak pozostałe olejki tej firmy. Pojemność 50 ml czyli standardowo. Cena regularna to 15 zł, aczkolwiek na promocji możemy go upolować za około 11 zł.  W składzie kolejno olej sojowy, słonecznikowy, emolient tłusty, olej ze słodkich migdałów, olej arganowy, olej awokado, olej z pestek moreli, olej sezamowy, a reszta to takie tam konserwanty. Fajna mieszanka olejów. Często to właśnie one sprawdzają się najlepiej ze względu na uniwersalność. Trudno jest dobrać olej idealny do konkretnego włosa. Przy mieszance olejów jest zdecydowanie większa szansa na powodzenie. Pod względem zmywania, to nie wypada najgorzej. O wiele bardzie topornie było z arganowym lub ze słodkich migdałów. Dodatkowo mycie ułatwia fakt, iż się szybko wchłania. Można go stosować teoretycznie, jako olejowanie ( teoretycznie, gdyż w składzie występuje emolient tłusty, który działaniem przypomina silikon, a najlepiej olejować czystymi olejami ) lub jako serum po myciu. Producent zaleca maksymalnie 1 pompkę. Może on faktycznie przypaść do gustu osobom z ogromnym puchem, tym które się wystrzegają tych mocniejszych silikonów, lub po prostu opierają swą pielęgnację na olejach. Trudno mi się wypowiedzieć jak działa jako olejek po myciu, gdyż nie chciałam ryzykować przyklapem. Jednakże przy aplikacji olejku na suche włosy, to są one po nim bardzo dociążone, gładkie, delikatnie natłuszczone, bo szybko się wchłania, więc może któregoś dnia zaryzykuję. U mnie jako olejowanie przed myciem zdecydowanie nie sprawdził się. O wiele lepsze efekty zauważyłam po czystych, nierafinowanych olejach, dlatego też więcej nie zdecyduję się na tę wersję alterry. 

Jedwab Green Pharmacy

Jestem ciekawa gdzie ten tytułowy jedwab, bo w tym produkcie na pewno go nie ma. Skusiłam się na niego jak dobrze pamiętam, po jakimś filmiku, gdzie rzekomo ma działanie rozprostowujące. A że akurat trwał mój bunt na fale, to musiałam spróbować. Kupiłam go bodajże w naturze za 9 zł. Nie jest przynajmniej u mnie on łatwo dostępny, bo przynajmniej u mnie w miejscowości, to tylko tam możemy go dostać.


_______________________________________________________________________

Ma ono bardzo lekką konsystencję. Nie żałowałam go sobie nigdy, a mimo to włosy ani nie były obciążone, ani klejące. Nic z tych rzeczy. Zapach świeżego aloesu. Jedni uwielbiają, inni mniej, kwestia gustu. W składzie nie ma żadnego wysuszającego alkoholu, a w zamian na początku 2 silikony, następnie olej z oliwek, ekstrakt z aloesu, olejek z kiełków ryżu, olej z nasion kamelii olejedajnej, olej cedrowy. Tak więc same emolienty z dodatkiem aloesu. Dobry na co dzień. Nie puszył włosów, fajnie wygładzał, ale żeby rozprostowywał to nie powiedziałabym. Może i jest minimalnie takie efekt, bo gdy włosy są dociążone, wygładzone to automatycznie inaczej wyglądają. Jest ono moim ulubieńcem zaraz za serum z biovaxa. Cena jak najbardziej na plus. Wydajność też, bo jak się nie mylę to na moje gęste włosy starczały na spokojnie 2 pompki. Zdecydowanie do niego wrócę. 


Serum Montibello Smart Touch 12 w 1

Serum w sprayu firmy montibello dostałam w prezencie, wątpię żebym z własnej inicjatywy się na nie zdecydowała. Skład prawdę mówiąc nie zachęca zbytnio. Nie ma w nim nic takiego super, przez co każda włosomaniaczka powiedziałaby '' wow muszę je mieć ''. Widziałam je w wielu salonach fryzjerskich, zauważyłam że bardzo często fryzjerzy to właśnie je polecają swoim klientom.


________________________________________________________________________

Za 150 ml musimy zapłacić 49 zł, za mniejsze opakowanie bodajże 50 ml 20 zł. Zapach ma piękny, jak to kosmetyki fryzjerskie. Konsystencja też fajna, bo łatwo się nakłada, a wręcz wgniata. Producent obiecuje : 
  • Odżywia włosy
  • Intensywnie nawilża
  • Odbudowuje uszkodzone fragmenty
  • Ochrona koloru przed promieniowaniem UVA-UVB
  • Zwiększa delikatność włosów
  • Ochrona termiczna podczas suszenia
  • Zdecydowanie mocniejszy połysk
  • Większa objętość
  • Zapobiega puszeniu się włosów
  • Zwiększenie odporności na łamliwość
  • Odbudowa końcówek
  • Przywrócenie włosom młodego wyglądu
Hm, pod połową co najmniej nie podpisałabym się. Po nim są owszem są miękkie, fale ładnie podbite, ale patrząc na składniki w nim zawarte, to nie ma czym regenerować. Stosuje się jednorazowo od 4 - 8 dawek, aczkolwiek jest bardzo wydajne. Mi posłużyło kilka miesięcy.

Aqua, Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Cyclopentasiloxane, Parfum, Glycerin, Alpha-Isomethyl Ionone, Benzyl Salicylate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Butylene Glycol, Citral, Citronellol, Coumarin, Cyclohexasiloxane, Diazolidinyl Urea, Disodium EDTA, DMDM Hydantoin, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Hydrolized Vegetable Protein PG-Propyl Silanetriol, Hydrolized Wheat Protein, Iodopropynyl Butylcarbamate, Isopropyl Alcohol, Limonene, Linalool, Phenethyl Benzoate, Phenoxyethanol, Potassium Sorbate, Propylene Glycol, Quaternium-80, Sodium Benzoate

Składem nie powala, na dobrą sprawę to ja nic ciekawego nie widzę. Dlatego też się zdziwiłam, że tak fajnie zadziałało u mnie. Jednakże nie jest te serum na tyle super, żebym ponownie do niego wróciła. Montibello, jak dla mnie się spisało z kremem odbudowującym. Tu zdecydowanie jestem na nie. Można je kupić w fale loki koki, aczkolwiek na pewno znalazłoby się gdzieś minimalnie taniej na internecie. 

wtorek, 15 listopada 2016

Maska Pilomax Moringa

Prawdę mówiąc, dziwię się iż ma ona tak małe wzięcie. Myślę, że odstraszyło ludzi fakt, iż jest ona do włosów farbowanych na rudo, a jak wiadomo zdecydowanie łatwiej ujrzeć farbowaną blondynkę lub brunetkę niż rudowłosą. Sama miałam rude włosy przez rok/dwa. Ten kto kiedykolwiek miał z tym kolorem do czynienia, wie jak trudno utrzymać ładny odcień. Ma on tendencję do szybkiego wypłukiwania się z racji tego, że pigment ten jest najmniej trwały. Trzeba albo ratować się szamponetkami, żelami koloryzującymi lub po prostu farbą. Ja akurat się w tej kwestii nie wypowiem, gdyż mam włosy brąz i to na taki odcień je stosowałam. Zaciekawił mnie skład, a dodatkowo na jej korzyść przemówił fakt, iż praktycznie z każdej wersji pilomaxa byłam bardzo zadowolona.


____________________________________________________________________

Ma ona chyba najlepszą konsystencję, najłatwiej ją równomiernie rozprowadzić. Pilomax Aloes przelewał się jak woda, z kolei Arabica jest bardzo zbita i gęsta. Ta to rarytas w porównaniu do nich. Niestety bardzo nijako u niej z wydajnością, gdyż raptem 3 - 4 mycia i już jej prawie nie ma. Należy brać jednak pod uwagę fakt, iż nigdy nie żałuję sobie produktu, mam gęste włosy i dodatkowo sporo aplikuję na skalp. Cena waha się od 21 do 25 zł za 240 ml, wersja duża 480 ml jest nieaktualna póki co. Zapach ma przyjemny, ja porównałabym do bardzo delikatnych perfum. Jest ona mocno keratynowa, włosy są po niej usztywnione, rozprostowane, błyszczące. Idealna na keratynową odbudowę w domowym zaciuszu. Nie należy bać się protein. Teraz nastała taka moda, silikony, sls, keratyna są złe. W gruncie rzeczy to właśnie keratyna jako jedyna jest w stanie uzupełnić ubytki we włosie. Choćby nie wiem jak włos był nawilżany i zabezpieczany, to w dalszym ciągu będzie z nim źle jeżeli nie dostarczymy mu jego tytułowego budulca, czyli keratyny. Maska ma dodatkowo ekstrakt z moringa, który ma zapobiegać wypłukiwaniu się koloru rudego, aczkolwiek czytałam sporo o tym ekstrakcie i jest on bardzo polecany w pielęgnacji włosów zniszczonych, stąd nie tylko rudowłose mogłyby się nim zainteresować. Dalej hydrolizowana keratyna, której istotne znaczenie wyjaśniłam wyżej. Dalej prowitamina B5, która odpowiada za nawilżenie włosów. Silikonów brak. Jest to tak więc maska typowo keratynowa z nutą ekstraktu. Nie znajdziemy w niej wiele nawilżaczy, nie ma olejów. Spisze się u osób rzadziej myjących włosy raz w tygodniu, a dla często myjących dwa razy w tygodniu. Producent zaleca stosowanie jej z szamponem oczyszczającym, zgadzam się z tym. Tutaj pojawia się mój ulubiony szampon oczyszczający Bambi, z delikatnym nie ma już tego efektu. Minimalny czas pozostawienia to 20 minut do maksymalnie godziny. Ja staram się trzymać 40 minut podgrzewając ciepłem suszarki przez kilka minut. Keratyna bardzo lubi ciepło, właśnie wtedy najlepiej i zarazem najtrwalej wnika. Jest mocno keratynowa, przy zbyt częstym stosowaniu może wystąpić efekt przeproteinowania, natomiast rzadziej stosowana jest dla mnie silną kuracją odbudowującą.  

Szampon Babydream

Chyba każdy zna, więc nie muszę przedstawiać. Po rozpoczęciu olejowania szukałam szamponu, który skutecznie jest w stanie zmyć olej, nie wzmaga przetłuszczania i przede wszystkimi jako tako się pieni. Trudno było oczywiście o taki. Albo przyklap, albo pourywane włosy podczas próby aplikacji. Prawdę mówiąc po babydreama sięgnęłam przypadkiem, nie był to nawet mój szampon. Tak więc wypróbowałam i skończyło to się tym, że następnego dnia leciałam do rossmanna kupić swoją buteleczkę.


________________________________________________________________________

Możemy go dostać tylko w rosssmannie. Cena regularna to 6,50 zł, aczkolwiek na promocji możemy go dorwać po 5 zł. Nie jest to dużo. Pojemność 250 ml to pozornie mało. Mało oczywiście dla osoby początkującej, która ma problem z pienieniem się delikatnych szamponów. Dla osób z wprawą starczy on spokojnie na stosunkowo wiele aplikacji. Ma typowo dziecięcy zapach, mi osobiście się bardzo podoba, innym niekoniecznie. Ładnie się pieni przy pierwszym razie, aczkolwiek najbujniejszą pianę otrzymuje się podczas dwukrotnego mycia. Najpierw wsmarowuję porcję w czubek głowy dosłownie 20 sekund, spłukuję, biorę trochę i dopiero wtedy myję całość. Piana wtedy jest okej. O ile jednak włosy nie są zbytnio przetłuszczone lub obciążone, to jedno mycie w pełni wystarczy. Świetnie sprawował się on u mnie z olejem kokosowym. Zdecydowanie najlepiej się spisuje z olejami, które nie są typowo lejące, a gęste, zbite typu właśnie kokos, muru muru, masło shea. Tak przynajmniej wywnioskowałam z osobistych doświadczeń. Włosy są po nim rzecz jasna trochę splątane, jak na szampon dziecięcy przystało. Nie jest to jednak efekt kołtuna, więc spokojnie po odżywce/masce będzie okej. Dla osób, których pielęgnacja opiera się jedynie na szamponie zdecydowanie odradzam. On ich ani nie wygładzi, ani nie zregeneruje, to wciąż tylko szampon. Ma łagodne detergenty, proteiny owsa, panthenol, na samym końcu olejek rumiankowy. Nada się on do delikatnego mycia włosów z racji, iż nie wysusza Jedna z blogerek robiła test papierkiem lakmusowym, gdzie wyszło że pH szamponu jest lekko zasadowe, więc nie jest to idealny wybór po keratynowym prostowaniu, jeżeli często myjemy włosy. Nie badałam go rzecz jasna osobiście, aczkolwiek planuję, więc nie wiem czy odnośnie tego odczynu jest to prawdziwa informacja. U mnie się sprawdza zarówno na części rozjaśnianej, jak i naturalnej. Oczywiście bardziej gładka jest po nim natura, ale patrząc na cenę, skład, dostępność i działanie, to zdecydowanie nie zrezygnuję z niego. U nas cały dom go używa, tak więc babydream ma branie :)